W postach przewija się owiana mgiełką tajemnicy informacja, że Maruda z łatwością łapie infekcje, że jego układ immunologiczny nie pracuje właściwie...etcetera etcetera.
Aby nie było tak tajemniczo, postaram się opisać nieco szerzej o co w tym wszystkim chodzi.
O samej istocie choroby można przeczytać tutaj , dlatego nie będę wchodzić w szczegóły samej choroby, napiszę jedynie jaki wpływ miała ona na nasze życie.
Wszystko zaczęło się 5 lat temu od zwykłej infekcji górnych dróg oddechowych, która przerodziła się w zapalenie oskrzeli, a następnie w zapalenie płuc. Konsekwencją powyższego była ciężka postać astmy. W tej sytuacji leczenie na poziomie podstawowym dobiegło końca, rozpoczęło się leczenie w por. pulmonologicznej.
To był początek horroru, który po sześciomiesięcznym "leczeniu" (nie będę wchodzić w szczegóły, żeby mnie szlag nie trafił) zakończył się w szpitalu, na intensywnej terapii, z niewielką szansą na przeżycie.
Po trzech dniach walki o życie, sytuacja zaczęła się stabilizować, pojawiły się optymistyczne wieści. Cały proces leczenia, z ogromną diagnostyką, z pobytem w dwóch placówkach medycznych, w tym w Akademii Medycznej trwał nieprzerwanie 6 tyg.
Po 6 tyg. postawiono wreszcie właściwą diagnozę i rozpoczęto leczenie, które polegało głównie na podawaniu chemii we wlewach dożylnych, przyjmowaniu dużych dawek sterydów, leków p/zakrzepowych i innych.
W zaleceniach poszpitalnych były kolejne chemie, podawane w odstępach trzytygodniowych.
Stosowanie dwóch diet jednocześnie, które nomen omen wykluczały się wzajemnie.
Powiem szczerze , że byłam kompletnie załamana, nie wiedziałam co mam w tej sytuacji robić, a łzy lały się strumieniami. Z pomocą przyszedł schorowany Maruda i na moje pytanie - i co my teraz zrobimy?, odpowiedział: - jak to co? trumnę kupimy! Te słowa wywołały salwy śmiechu i w jednym momencie zrozumieliśmy, że trzeba wyluzować, nabrać dystansu, żeby zwyczajnie nie zwariować!
Choroba jest bardzo podstępna! W ciągu tych lat mieliśmy niejedną hospitalizację, powtórkę chemioterapii, sterydoterapii i tak dalej. Chyba nie muszę pisać o tym, jak potężny stres zawsze temu towarzyszy. Jaka bezsilność i niemoc! Całe życie zostało podporządkowane chorobie.
Choroba spustoszyła nie tylko zdrowie Marudy, ale całe nasze życie. Mówiąc bardziej obrazowo, ostatnimi czasy jedziemy gołą dupą po nieheblowanej desce, a drzazgi wchodzą coraz głębiej.
Nie poddajemy się jednak. Robimy wszystko co w naszej mocy, żeby choroba nie zwyciężyła.
Oprócz medycyny konwencjonalnej korzystamy również z porad naturopatów.
Przeszliśmy kurację antypasożytniczą metodą Clarka. Stosujemy dietę , tzn. staramy się stosować, bo różnie z tym bywa! ; bezglutenową, bezkazeinowa (jedynie serek ricotta oryginalny), bezmięsną. Nie jesteśmy niestety super konsekwentni, bo jesteśmy tylko ludźmi ;))). Ale dieta spowodowała ogromną poprawę zdrowia.
Jeśli chodzi o sprawy materialne to przemilczę, bo nie chcę się tu rozczulać, czy biadolić!
Powiem krótko: dom jest w ofercie sprzedaży i jeśli plan się zrealizuje, to najprawdopodobniej przeniesiemy się na Roztocze. Bo po 1. klimat jest the best!, a po 2. żyje się tam trochę taniej.
Będąc na urlopie wypatrzyliśmy sobie piękną chałupkę do remontu, ale ponieważ nasz dom nie został jednak sprzedany ( a wszystko było już na dobrej drodze), to sprawa się rypła!
Czekamy więc na potencjalnego klienta, z nadzieja na odmianę losu.
Takie było nasze marzenie...
Przytulam, życzliwe mysli podsyłam... dobrze, ze przypomniałaś w pażdzierniku... (intencji szukałam...- chociaż dziś pierwszy raz mogłam się wybrać.... pojechałysmy na 18??? pusto- było tylko dziś na 19- ehhhh pojechałyśmy po raz drugi (uczucia cudowne...)
OdpowiedzUsuńNie poddawajcie się jednak!, z daleka po cichu wspieram MM...
To wspaniale :) I dziękuje pięknie ♥
UsuńRobimy wszystko co w naszej mocy...
Dobry pomysł tą przeprowadzką na Roztocze.
OdpowiedzUsuńDużo dobrego słyszałam i czytałam o diecie dr Budwing.(http://www.budwigdieta.pl/index.php/home) Sama robię pastę dr Budwing i używam oleju lnianego do wszelkich surówek. Mam dostęp do normalnego mleka krowiego i sama robię ser do pasty.
Życzę wam dużo siły i wytrwałości.
Serdecznie pozdrawiam.
Pastę stosujemy, a jakże! z przerwami jednak, a olej używany jest niemal do wszystkiego, tak jak kokosowy...
UsuńDZięki piękne :))
Życzę mnóstwo siły i humoru, bo właśnie jego często w tych trudnych chwilach brakuje!
OdpowiedzUsuńDZiękujemy bardzo :))
UsuńRzeczywiście, w okresach regresu trudno jest o dobry humor...
MM, niechaj się marzenie spełni o przeprowadzce do lepszego życia na Roztoczu ! Chatka cudna, klimatyczna. Trzymam kciuki za Was wszystkich, na czele z Marudą.
OdpowiedzUsuńSerdeczności moc posyłam,
BB
Niech się spełni BB! Amen
UsuńBardzo dziękujemy - dobre słowa czynią cuda, bo mają ogromną moc! :))