Translate

sobota, 13 października 2018

Ogród w barwach jesieni


Ostatnie dwa tygodnie były dość wyczerpujące. Praca zawodowa, jesienne prace w ogrodzie, przygotowywanie domu na prezentacje dały nieco w kość. I chociaż praca w ogrodzie, zważywszy na warunki pogodowe to czysta przyjemność, w połączeniu z innymi obowiązkami była nie lada wyzwaniem.  Tak czy siak jestem zmęczona i wyczerpana, do tego stopnia, że znowu dopadło mnie przeziębienie. A ja strasznie tego nie cierpię. 
Marudzić jednak nie będę, jeden taki  robi w temacie za nas dwoje :))

Dzisiaj wybrałam się na dłuższy spacer po okolicy. Pełną piersią wdychałam to cudne powietrze i łapałam jakby letnie jeszcze promienie słońca. I wszystko byłoby cacy gdyby nie pewna  rzecz, która całkowicie zmąciła mi tą letnio jesienną sielankę. Wszędzie - na drzewach, przydrożnych słupach, płotach, na elewacjach domów, sklepach, na przystankach autobusowych - wszędzie gdzie tylko się da, wiszą plakaty przedwyborcze! Aż kłują w oczy, patrzeć nie można. Mieszkam tu 14 lat i co wybory widzę te same gęBuchny. Jedynie stanowisko im się zmienia - z sołtysa na radnego gminy, z  gminy do powiatu, z powiatu do województwa itd. itp. 
Przedwyborczy schemat postępowania zawsze jest ten sam - na rok, góra półtora przed wyborami zaczyna się ruch w gminie. W tym roku przeszli samych siebie! Inwestycja goniła inwestycję. 
Działo się , oj działo. Nowe ronda, nowe drogi, odwodnienia, przebudowy i bukwi co jeszcze. Ufff...  Gmina wypiękniała, a jakże! 

Mam nadzieję, że tak pozostanie, że deszczowa jesień i nadchodząca zima nie zepsuje tych, jak sądzę rzetelnie wykonanych prac, i że nie będzie jak zwykle.

A teraz ogród w barwach jesieni :)
 budleja zmieni niebawem swoje miejsce, ta ciasnota jej nie służy
 a tu owoce trzmieliny :) matka natura jest niesamowita :)
 Terminal - moja droga do domu, takie widoki mijam codziennie :)



Dobrego dla Was :)

wtorek, 2 października 2018

Jabłecznik kombinowany


Ostatnio nie piekę za wiele, szczególnie ciast.  Zdrowie Marudy i  mój "Na skórze nadmiar czekolady - o, tam i tam." - jak pięknie napisała eM - nie pozwala mi na taką rozpustę.
Co nie znaczy, że w ogóle nie zażywam, co to to nie! Bo nawet trucizna w niewielkiej ilości staje się lekarstwem ;). Także, i owszem. Od czasu do czasu. A jakże.

Wertowałam przepisy, szukając łatwego i prostego w przygotowaniu ciasta i akurat 
na znajomym blogu pojawił się przepis na jabłecznik. Pomyślałam - no oczywiście! 
Sezon jabłkowy w pełni, owoce śliczne, dorodne, smaczne i soczyste.
Tak więc dzisiaj, późnym popołudniem zabrałam się do roboty. Wydawało mi się, że posiadam wszystko - w sensie składniki. Ale niezdety! Zabrakło mi kakała ;)

A, że  powodu kiepskich warunków atmosferycznych, nikomu, ale to nikomu - nawet psu! - nie chciało się wychylić nosa, ani innej części ciała i pomaszerować po rzeczone...zmuszona byłam najzwyczajniej w świecie pokombinować! Tzn. za dużo kombinowania to nie było, po prostu dodałam coś od siebie, a to coś to orzechy włoskie, rodzynki i trochę miodu do środka, a na wierzch plastry jabłek, po upieczeniu posypane pudrem. :)


A wyszedł o taki:

Dobrej nocy dla Was :)