Translate

sobota, 30 listopada 2013

Dla wszystkich andrzejkowych Smutasków :)))


Coś dla siebie...

Mijający tydzień był całkiem znośny, bez zawirowań pogodowych, niżów duchowych i tym podobnych przypadłości. 
Od tygodnia jestem na diecie. Bardzo prościutkiej, szybciutkiej, smaczniutkiej i zdrowiutkiej. Lubię proste diety, nie pochłaniają cennego czasu i nie zmuszają do ciągłego obcowania z kuchnią :)). Przekroczyłam wagowy Rubikon i zapaliły się wszystkie czerwone światełka, zawyły wszystkie syreny w głowie. Mam taką swoją wagową granicę, której staram się nie przekraczać...przekroczyłam.W perspektywie święta! Dietę dostałam od koleżanki, która w sposób łatwy i przyjemny zgubiła w dość krótkim czasie około 4kg. Ważne w tej diecie, aby trzymać się regularnego spożywania posiłków ( z zegarkiem w ręku), czyli co 3 godz. Trochę uciążliwe, zwłaszcza w pracy. Ale nic to.

Od rana jestem w SPA...domowym :))). Szoruję, drapię, depiluję, ścieram i nakładam...
 Dowiedziałam się całkiem niedawno, że należy regularnie, 2x w tyg. ścierać martwy naskórek z twarzy i całego ciała rękawicą do peelingu. Wystarczy rękawica, nie trzeba żadnych środków kosmetycznych...enzymatycznych czy innych. No i tak robię, a potem nakładam Nivea Bebe, bo nie ma chemii w sobie. Tą "cenną" informację sprzedała mi moja znajoma, która z zawodu jest kosmetyczką. Wcześniej naskórek usuwałam, żeby nie było, ale jakimś produktem enzymatycznym właśnie i rzadko. Okazuje się , że wystarczy rękawica!! Jaka oszczędność! Człowiek uczy się całe życie...

Miłej soboty :))

poniedziałek, 25 listopada 2013

Przedsmak...

Wiatr dał nieźle popalić! Miałam wrażenie momentami, że zostaniemy zdmuchnięci z tej cholernej góry. Najgorzej było w sobotę, po południu i wieczorem. Setka na liczniku jak nić! W piątek zawzięcie grabiłam reszki liści. Wypucowałam całe podwórko, a tu znowu grubo nawiało...z całej okolicy chyba. 
Boję się wiatru. Mam traumę po tym, jak dziewięć lat temu, podczas huraganu, zdmuchnęło nam prawie pół dachu. Dach oczywiście dobrze wzmocniony teraz i stryszek w całości wygłuszony grubą warstwą wełny mineralnej, ale strach pozostał. Przez ten szaleńczy wiatr zostałam od razu postawiona do pionu i w główce, w której się troszku  ostatnio popie-----ło, na nowo chęć do życia i działania wróciła. Od koleżanki, tej od cudnych zdjęć z bułeczkami, dostałam przepis na Piernik Staropolski, i od razu podziałam:


Dokładny przepis np. tutaj:http://www.wielkiezarcie.com/recipe20411.html

Stan po dokładnym wyrobieniu ciasta:
I powędrował na 3tyg. (tak, żeby zdążyć przed Wigilią) do domku gospodarczego.
Takie ciasto powinno stać 3-4 tyg. w chłodnym miejscu, raczej nie w lodówce. W szklanym, emaliowanym lub kamionkowym naczyniu, przykryte ściereczką. Po 3 tyg. upiec-w temp. 160- 180C- przez 40-45 min. Można go dowolnie przełożyć.

Co roku, mniej więcej o tej porze, rodzynki potrzebne do wypieków zalewam rumem. Są znakomite, szczególnie do makowca. W tym roku zalałam mniejszą porcję, bo Synuś non preferisco. Polecam.

czwartek, 21 listopada 2013

Tęsknota

Chciałabym się umieć cieszyć,
jeszcze.
Nie potrafię.
Żyję - nauczona przez czas - poprawnie.
Czasem jestem nawet miła,
głównie dla świętego spokoju.
Obrazy codzienności pędzą,
szare i przewidywalne.

Chciałabym się umieć cieszyć, 
jeszcze.
Nie potrafię.
Po koślawej drabinie życia
wspięłam się na szczyt,
szukałam pięknych widoków.
Nie znalazłam.
Teraz będę już tylko 
schodzić w dół.

sobota, 16 listopada 2013

O wietrze bułeczkach z nadzieniem twarogowo-cynamonowym i prostym smacznym obiedzie

Wiatr miota moim światem od rana. Gwiżdże, szumi, szeleści, powiewa, zawiewa i podwiewa...robi dokładnie to, co umie najlepiej, a czego ja nie znoszę :(
 Tydzień był ciężki, szczególnie czwartek. Znowu spotkanie grupy do spraw "Niebieskiej Karty". "Niebieska Karta"jest dokumentem zakładanym w przypadku stwierdzenia przemocy w rodzinie.
Prze-sra-ne! Cały czas zastanawia mnie jedno, skąd w ludziach tyle nienawiści??? I to w stosunku do najbliższych!!! Tak sobie myślę, że gdybyśmy mieli broń  jak Amerykanie, to połowa z nas dawno by już nie żyła.

W związku z powyższym, należało się jakoś odstresować! A, że trawy nie da się już kosić, zaszyłam się w moim "magicznym" domku i trochę pichciłam. Ostatnio, jeśli chodzi o pieczenie, sama siebie nie poznaję! Zaczynam się rozkręcać :))). Upiekłam bułeczki z nadzieniem twarogowo-cynamonowym. Prawdę mówiąc, zainspirowała mnie koleżanka, która przysłała mi na pocztę zdjęcia swoich cudnych bułeczek :)). Pomyślałam więc, czemu nie.

Najpierw rozczyn z mleka, cukru, drożdży i mąki....




a na obiad.... 

...pochwalę się nieskromnie, że kopytka wychodzą mi zawsze super,
trzymam się jednej prostej zasady: na 1kg ugotowanych ziemniaków, jedno całe jajko i 1 szklanka mąki.

Miłego wieczoru życzę :))

Somewhere....


niedziela, 10 listopada 2013

Mój pierwszy raz...

Wczoraj, pomimo beznadziejnej pogody i podłego nastroju z rana, dzień był bardzo udany. Po porannym mazgajstwie, podniosłam tłuste cztery litery i ostro zabrałam się do pracy. Plan wykonany, z niewielką pomocą Marudy, na 300%. Okna błyszczą jak nie powiem co, podłogi, kafle lśnią. Łóżka odświeżone. Jest fajnie.
A po południu dalsze przyjemności...
I jeszcze wieczorem...

A dzisiaj rano upiekłam chlebek watykański, czyli ciasto szczęścia.
Upiekłam go po raz pierwszy i tylko dlatego, że dostałam zaczyn od mojej sąsiadki. Pisałam wcześniej, że jeśli chodzi o pieczenie, to lubię proste i łatwe przepisy. O tym chlebku słyszałam kiedyś, ale proces przygotowania wydawał mi się nieco kłopotliwy. Przepisów w internecie jest bardzo dużo, wystarczy kliknąć np. tutaj  http://zmiksowani.pl/przepisy-na/chlebek-watykanski Tak czy siak jestem bardzo wdzięczna mojej sąsiadce, bo ciasto wyszło pięknie i jest pyszne!
Przed zjedzeniem pierwszego kawałka należy pomyśleć życzenie, podobno się spełni :)). A teraz sesja...po kolei

Zaczyn...
Tak wyglądało po pięciu dniach...
I efekt końcowy...
Do ciasta dodałam śliwki suszone, żurawinę i orzechy włoskie...
Mniam :))... i Wam smacznej niedzieli życzę :)

sobota, 9 listopada 2013

Sobotni rozczulacz...

Jesień, dla mnie, to fatalna pora roku. Znikam, rozpływam się. Jestem szara i smutna, jak cały zewnętrzny świat. Najgorszy jest listopad...dni krótkie, ponure, ogołocone z resztek kolorowych liści, z  ciepłych promieni słońca. Dzisiaj jest fatalnie. Siąpi od rana. A szarość przenika  każdy zakamarek żywej materii.
Ale nie poddam się...mam bardzo "ambitny" plan do wykonania.
Porządki! Generalne, w całym domu....i dobra muza na cały dyfer!

Ale, zanim dopiję trzecia kawę...dobijam się :)


środa, 6 listopada 2013

Czy przeszłość rzuca długi cień...

Ojciec jest jedną z najważniejszych osób w życiu dziewczynki.

"Młodą kobietę kształtuje tak samo relacja z matką, jak i ojcem. Natomiast właśnie jej kobiecość, akceptacja siebie, swojego ciała, urody w dużej mierze jest pochodną tego, jaka była jej relacja z ojcem w czasie jej dorastania"-Joanna Heidtman.

Jeśli tata zachwyca się nią,komplementuje, jest z niej dumny, to jej samoocena będzie wysoka, zarówno w wieku pięciu lat, jak i później, w dorosłym życiu. I odwrotnie. Jeśli ojciec wciąż krytykuje, wyśmiewa, nie akceptuje, to ona sama nie ma szans na zaakceptowanie siebie. Związek rodziców, to jak ojciec odnosi się do matki, to dla dziewczynki a potem młodej kobiety, pierwszy i najważniejszy wzór relacji damsko-męskich. Jeśli ma dobry przykład, może z niego korzystać w dorosłym życiu. Jeśli ma zły...brakuje jej wzoru jak być powinno. Teoretycznie wie, czego unikać (awantury, przepychanki, poniżania), ale nie umie zastąpić tego właściwymi zachowaniami. Wiele z tych kobiet nie wie jak stworzyć udany związek, boją się związku złego, pełnego agresji. Te, które z kimś się wiążą, najczęściej są bierne, uległe, oczekują, że partner je poprowadzi i pokaże jak ma wyglądać szczęśliwa rodzina. A kiedy dochodzi do konfliktu (nawet drobnego), reagują tak, jak kiedyś ich matki. Krzyczą, płaczą, pakują walizki. Robią to, czego nauczyły się w domu.
Kiedy patrzymy na zdjęcie swojego ojca, a potem na swojego partnera, wydaje się nam, że uniknęłyśmy pułapki, w którą wpada wiele kobiet. Fizycznością są diametralnie różni. Nie chodzi tu jednak o podobieństwo fizyczne, czy nawet psychiczne, ale o to jak ojciec traktował córkę, jakie miejsce wyznaczył jej w swojej hierarchii. Jeśli byłam oczkiem w głowie taty, mam dużą szansę na związek z kimś, kto będzie o ten związek dbał, kto będzie traktował mnie jak najważniejszą i najcenniejszą osobę na świecie. To, że jesteśmy księżniczkami, czy królowymi dla swoich partnerów, to wcale nie szczęśliwy traf, ale kapitał, który wyniosłyśmy z domu.
Jeszcze większym problemem dla dziewczynki czy młodej kobiety jest sytuacja, w której ojciec odchodzi lub umiera. Dla córki odejście ojca to komunikat: "nie jestem warta tyle, by mężczyźni chcieli ze mną być". Szuka winy w sobie. Obwinia się za rozwód i za śmierć. Uważa, że mogła pomóc. Potem, w dorosłym życiu, taka porzucona córka wiąże się z odrzucającymi mężczyznami. Chociaż oczywiście najbardziej na świecie boi się odrzucenia.
"Kobieta, którą porzucił ojciec, przez całe życie desperacko próbuje odzyskać jego uczucia, udowodnić sobie i całemu światu, że jest godna jego miłości".- Ian Readies 
Jej jedyny cel to zatrzymanie przy sobie nowej wersji tatusia. Partnerzy nie mający tendencji do odchodzenia, łatwiejsi w pożyciu
wydają się jej po prostu nieciekawi. Ona nie bardzo wie, co miałaby
z takim mężczyzną robić. Nie ustaje ani na moment w tworzeniu prawdziwego raju dla swojego partnera.

piątek, 1 listopada 2013

Czas odświeżania wspomnień....


           "Umarłych wieczność dotąd trwa,                                    dokąd  pamięcią się im płaci."         

                                                     Wisława Szymborska