Translate

środa, 25 września 2013

Stara jestem i już mi się nie chce...

...walczyć z tymi pieprzonymi przeciwnościami losu. Jak nie Chłop chory, to pies chory, rzęch się rozkraczy... i wiele innych, o których nie będę się rozpisywać, papieru szkoda! Do roboty dzyń w dzyń, choć już siły brak, tej fizycznej , a jeszcze bardziej psychicznej. Pogoda dowala każdego dnia. Zimno, ponuro, szybko ciemno. Ło matko kochana. Jak ja to wszystko przeżyję? Jak mi się tak nazbiera, zaczyna szwankować moja pamięć. Jakby mózg, wyłączając się, przechodził do samoobrony . No i gubię się w ogólnym zarysie, a tu trzeba myśleć! Jedynie betoniarka pracuje na pełnych obrotach. Tak więc, wrzucam co popadnie i objawów zmęczenia czy przeciążenia nie zauważam. Ogólnie jednak słabo.
Gufcio ma chore ucho, dotknąć nie pozwala, warczy. Jutro z rana do weta. Będzie bolało, oj będzie bolało! Już się martwię...żeby tylko nic poważnego.
Samochód "zrobili". Pompę oleju wymieli, kontrolka wreszcie przestała się palić. Ale!...coś częściowo popieprzyło się z elektryką. Nie opuszczają się szyby przy otwieraniu, ani drzwi z tyłu się nie otwierają. Zauważyłam to dopiero jak wróciłam do domu. Jutro znowu do nich jadę!!!! Jak nie urok to przemarsz wojska. Za dużo, wszystkiego za dużo...

wtorek, 24 września 2013

"Dziś przyłapałam się na tym, że uśmiecham się...."

Jaskrawe poranne słońce poinformowało o konieczności powitania nowego dnia. Z przyjemnością wybrałam się więc, z moimi kochanymi czworonożnymi na długi  spacerek. Na dworze ziąb, ale  można wytrzymać. Gorzej z przeszywającym wiatrzychem, którego nie znoszę. Po drodze zahaczyliśmy o niewielki zagajnik, tak po prostu, a tam....taramtamtam! Na niedużej, porośniętej trawą i mchem powierzchni wylęgarnia maślaków! A ja??! A ja nieprzygotowana! Żadnego woreczka, czy siateczki tudzież innego nośnika rzeczy trwałych. Ale! Ale poradziłam sobie, zbierając i w miarę możliwości upychając (za dużo powiedziane) łup do obu kieszeni kurtki. Chciałam zdjąć kurtkę i całą ją załadować, ale zimnicho nie pozwoliło :). Tym bardziej, że nie jestem jeszcze do końca zdrowa.
Fajnie zaczął się ten dzionek...mam nadzieję, że tak też się zakończy :)))... czego i Wam życzę z całego serca :)


małe te kieszenie jak widać :))), ale nie oto tu chodzi

A wczoraj...tajemniczy, odległy i chyba samotny Jegomość puszczał do mnie zalotnie oczko :)

poniedziałek, 23 września 2013

Na zakończenie dnia...


Autko nadal w naprawie....ale już niedługo...tak mnie dzisiaj poinformowano.Nie mniej jednak szykują się kolejne wydatki!Pracę w terenie musiałam wykonać a piedi...a teren rozległy!Na zakończenie tego dupiastego, zimnego i wietrznego, acz w pewnym stopniu słonecznego dnia, trochę gorących hiszpańsko-cygańskich rytmów :)




i jeszcze jeden...nie będziemy sobie żałować 



Dobrego i ciepłego tygodnia :))

niedziela, 22 września 2013

Miłość... bezwarunkowa


Pan pieseczka kocha szczerze...
W domu trzyma, nie na dworze
Głaszcze, pieści, pielęgnuje
Czasem tylko wychowuje...
A! I dokarmia ręką hojną
Żeby piesek był "spokojnym"

Piesek mądry, wyczuł pana
Dzień w dzień psoci, już od rana
Na spacerze też nie słucha.
Nic nie wpada mu do ucha
Ważniak z niego, harda mina
I...o kupkach zapomina


Pan poślizgiem ranek wita
Co się dzieje? - siebie pyta
Jedna kupa jak stodoła
Druga, prawie jak :bawoła"
Na podłodze plama duża
Rozlewiskiem lśni kałuża


Nerwy, krzyki, urąganie...
Zamiast kawki, jest sprzątanie
Gdy emocje już opadną
A chałupka czystą, ładną
Pan roztkliwia się na nowo
Kocha dalej...bezwarunkowo

- Jak nie kochać takie cudo?
Z nim przynajmniej, nie jest nudno!


piątek, 20 września 2013

Przygoda prawie seksualna...

Samochód fajna rzecz dopóty, dopóki się nie psuje. A mój
staruszek, rocznik dwutysięczny, daje mi ostatnio po kieszeni, oj daje. Któregoś pięknego wiosennego dnia, zaczęła palić się kontrolka oleju. Panika. Kto jest szczęśliwym posiadaczem, ten wie o czym mówię. Samochód naprawiano (z przerwami) około miesiąca. Dla mnie to męka pańska, bo to moje narzędzie pracy.
Powymieniano części milion pięćset sto dziewięćset. Zabuliłam 3400 zł polskich i miało być super: "no teraz to pojeździ pani kolejne dwieście tysięcy kilometrów". Po czym, w niedługim czasie kontrolka z uporem maniaka paliła się dalej! Samochód w ramach gwarancji, naprawiano przez kolejne tygodnie(z przerwami oczywiście), a przynajmniej tak mówiono, że naprawiano! Summa summarum problem pozostał, a serwis stwierdził, że jest to sprawa elektroniki, którą oni akurat się nie zajmują i dalej to ja muszę szukać elektryka samochodowego-strikte. I, że póki co, mogę jeździć spokojnie, bo z mechaniką na sto procent jest ok! Szukałam więc owego elektryka, a łatwo nie było. Jak już znalazłam, okazało się, że z elektroniką jest jak najbardziej w porządku.Jest natomiast problem z ciśnieniem oleju- co w tym przypadku powinno być sprawdzone w pierwszej kolejności (zapewniano mnie, że sprawdzano), i z wałkami rozrządu(cokolwiek to znaczy). Jutro zostanę dokładnie poinformowana co i zacz i za ile. Tak czy inaczej zostałam, najzwyczajniej w świecie, wydymana przez serwis!

Ech, tak jakoś ostatnio mam,że gdzie się nie obejrzę to dupa i tak zawsze z tyłu. 
 Wróciłam z pracy zziębnięta.., ale na szczęście do cieplutkiej chałupki. Maruda rozpalił w kominku. A na pocieszenie wciągnęłam pół opakowania czekoladek zagryzając je paczuszką migdałów.




Ps. Przez ten samochód wakacje były na RODOS...Rodzinne Ogródki Działkowe Otoczone Siatką...koleżanka mnie uświadomiła:)

środa, 18 września 2013

Zachęcona komentarzem...



Wszystkim Babom, Babkom i Babeczkom...Lalom, Lalkom i Laleczkom :)))

Ps. Dzięki Alis

Omen...?


Wczoraj przed północą jedyna gwiazda na nieboskłonie zamrugała do mnie raz lewym a raz prawym okiem...Pomyślałam...może  jutro będzie piękny dzionek?  No i jest! i mam nadzieję, że zostanie :) .

Radosnej środy... :)



poniedziałek, 16 września 2013

Między jedną a drugą chmurą...


Zostałam hojnie obdarowana nieżytem gardła, wstrętnym katarem
i bólem głowy. Przez Nią. Zresztą, jest bardzo hojna na każdej płaszczyźnie! Obficie częstuje codzienną szarością, nie skąpi deszczu ani zimna... Nie wpływa to na mnie zbawiennie! I chociaż staram się myśleć pozytywnie, a raczej uczepiam się jak bluszcz swoimi mackami dobrych, ciepłych, słonecznych wspomnień,
to i tak gdzieś za plecami, jakby w pogotowiu czai się jesienna depresja. Od zawsze tak mam, a właściwie odkąd pamiętam! Depresja sezonowa, czyli jesienno-zimowa. Różnie sobie z nią radzę, a czasami wcale nie radzę. Wtedy kiedy nie radzę, jestem bardzo przykra dla otoczenia(tu czyt. dla rodziny). Szukam teraz różnych zajęć, żeby czas jak najbardziej wypełnić i nie oszaleć(no, z tym szaleństwem to trochę przesadziłam). Łatwo jednak nie jest. Najbardziej denerwuje mnie fakt nadmiernego obżarstwa. Z wiekiem, siłą rzeczy i tak kilogramów przybywa, a tu jeszcze jesienny fiś, zajadany czym popadnie. Ruch, ze względu na wczesne egipskie ciemności ograniczony i sadła przybywa. Podziwiam osoby NIEszczupłe z natury a będące szczupłymi. Ile wysiłku i samozaparcia oraz ogólnego wqrwu musi kosztować je utrzymanie schlanke figury!
W sobotę i niedzielę, w przerwach pomiędzy jedną a drugą chmurą zajmowałam się ogrodem, ze szczególnym uwzględnieniem koszenia trawy(jedyna rozkoszna rzecz). Pielęgnowanie ogrodu, koszenie trawy sprawia mi niesamowita frajdę. Wprowadza mnie w stan nirwany, niemalże:))). Tak sobie myślę,że pierwszą rzeczą po wygraniu np. w totolotka, byłby zakup ogromnej ilości ziemi i uprawa jej. Mam to chyba zapisane w swojej dacie urodzenia-tę miłość do ziemi, roślin i zwierząt. Losy potoczyły się jednak nieco inaczej i pozostały tylko marzenia. Zresztą, teraz to już tylko pomarzyć, popatrzeć i przeprosić można.

sobota, 14 września 2013

Naucz mnie chodzić między kroplami...

Budzę cię śpiewem ptaków o poranku
A usypiam koncertem cykad w letnim ogrodzie
Rozsiewam barwy kwiatów tęczą malowane
I patrzę jak chodzisz między kroplami.

Promieniami słońca spoglądam za horyzont
A wieczór chłodzi twoje rozgrzane ciało,
Słychać szepty traw...i zapachy, które tak uwielbiasz
Łap mnie w swoje objęcia i rozkoszuj się chwilą...

...zanim odejdę.




                                                     Mama Maminka


Dla Ciebie Moje Słońce...

....kocham i tęsknię



...a ta droga na końcu, to droga do domu :)

wtorek, 10 września 2013

Pożegnanie lata....

Wrzesień otula moją melancholijną duszę ciepłymi promieniami słońca, bezchmurnym niebem i cichym szelestem jesiennych liści.
Dziękuję Najwyższemu za piękne dni i proszę o więcej...

Tak wyglądają ranki...jakby morze wdzierało się w ląd


Pożegnanie lata... u mnie też w kolorze błękitu... sobotni rejs na Wyspę Mew...





















poniedziałek, 2 września 2013

Nastrojowe niże...

Już jest. Już przyszła. W długim, szarym, deszczowym płaszczu, w wysokich gumowcach i z wielgachnym parasolem nad głową.
TAKIEJ własnie nie lubię...

Od rana niebo miało złowieszczy wygląd i zapowiadało dokładnie to, co teraz dzieje się za oknem. Zacinające z każdej strony strugi deszczu,  bezgraniczna szaro-burość sklepienia, wiatr miotający drzewami w anarchicznym tańcu. Zimno i wilgoć. I ja z nosem na kwintę...Niektórzy podobno, lubią tę porę roku, przynajmniej tak piszą. I to bardzo ładnie piszą. Ja NIEEE.
Zresztą, zastanawiam się czy aby ludzie tylko tak piszą? No na litość boską, jak można lubić taką paskudę? 
Po pracy, zziębnięta, otuliłam się cieplutką kołderką i zanurzyłam w lekturze, ale nic z tego nie wyszło, nie miałam nastroju. Teraz popijam gorącą zieloną herbatkę i tkwię w stanie nicnierobienia, przeczekania "złego". Afirmuję dni ciepłe, suche i słoneczne mając nadzieję, że dobra ze mnie czarownica. I że, wkrótce się spełni.

Na złość owej lub jej zaczarowanie... kilka wczorajszych ujęć :)