Translate

piątek, 31 maja 2013

Jeżeli...

"Jeżeli ktoś prosi nas o pomoc, to znaczy
że jesteśmy jeszcze coś warci."

                                          Paulo Coelho











a po nocy zawsze budzi się dzień...

Głowa

Głowa w swej budowie...ograniczona
Głowa jednak nierówna głowie

We wszystkich głowach
Wiele spraw się chowa

Głowa kąśliwa, podła, złośliwa
Zawsze coś knuje, jest obrzydliwa

Głowa jękliwa, stale płacząca
Niby niegroźna acz wielce męcząca

Głowa sprawiedliwa, prawdy szukająca
Nader wrażliwa i takoż męcząca

Głowa lękliwa i bojaźliwa
W cieniu schowana przez to płochliwa

Głowa mrukliwa to malkontentka
Zrzęda, maruda niczym petentka

Głowa radosna, optymistyczna
Dająca szczęście, dźwiękojęzyczna

I jeszcze głowa mocno kochliwa
W stałości uczuć jest chybotliwa

Można by wiele o głowach mówić...
Trudzić się, pisać a także głowić

Jedno do głowy teraz przychodzi
Po głowie się plącze, majaczy, chodzi

Jak to się wszystko w niej całej zmieści?
To się zaiste w głowie nie mieści!




niedziela, 26 maja 2013

Wszystkim Mamom...

Wszystkim Mamom samych cudowności....
I niech Dobra Wróżka zdejmie ciężar
z Waszych serc :)


Na spontanie...prawie

Goście przyjechali i to tacy najbliżsi mojemu sercu.
Po dokładnym zobrazowaniu aktualnej sytuacji
rodzinnej(nie wszystko da się opowiedzieć przez tel. czy skypa),
omówieniu radości i trosk,wyłuszczeniu problemów(a problemów ci u mnie dostatek), należało w dalszej perspektywie
zorganizować wspólny czas.I tak prawie na spontanie
pojechaliśmy wszyscy do Warszawy, w odwiedziny do drugiej najbliższej memu sercu osoby( o której wciąż myślę i się o nią
martwię).
Warszawa powitała nas grubą ciężką czapą chmur,siąpiącym
deszczem, zimnem.Po gorącym przywitaniu i dość burzliwym 
obgadaniu spraw bieżących, wyruszyliśmy w miasto.
Nie było to jednak przyjemne.Deszcz padał nieprzerwanie, z różnym nasileniem.Wiatr niósł lodowate zimno.
No i chyba przez to Warszawa straciła w moich oczach.
Nie widziałam w niej nic fascynującego.Ot kolejne duże,
śmierdzące,hałaśliwe miasto,  zapchane prawie jak
Neapol.Może ciut mniej hałaśliwe od Neapolu(kto był
ten wie o czym mówię).Metro, o którym tyle i to od lat, nie zrobiło na mnie najmniejszego wrażenia.I nie chodzi tu stricte
o sam stwór,żeby nie było,że w d----e byłam i g---o widziałam.
Chodzi o wnętrze.Żadnej estetyki.Szaro-bura, betonowa
otchłań, a w niej czerwone( żeby widzieć w tym mroku,gdzie należy wsiąść) wagoniki.Ot i tyle.A szumu wokół tematu ,że 
końca nie widać.Kurcze jacy my zacofani. Czyżby,
 na przestrzeni tak długiego exodusu, wszyscy mądrzy
faktycznie wyjechali? I jest jak jest. Brrrr.
Dalej, pospacerowaliśmy trochę po Starym Mieście.
W herbaciarni o odstraszającej nazwie "Same Fusy",
wypiliśmy cudowne wbrew pozorom herbatki.Jedną rozgrzewającą, pod nazwą Kubuś Puchatek z wiśnią i bananem,posłodzoną miodem-pychota.Drugą zaś,Cytrusowe Love Story-bardzo orzeźwiającą.
To było pyszne.Ludzi za dużo w niej nie było(znaczy w herbaciarni),ale myślę,że to przez tę jej dziwną nazwę.My zaryzykowaliśmy :))). 
Zrobiłam trochę fotek,jakość różna.Nie będę się bawić w przewodnika i każdej komentować.Bo koń jaki jest każdy widzi.














 moja familia...




tu czas się zatrzymał...
 nasze herbatki...





Reasumując,wypad BARDZO udany,bo nie ważne miejsce,ale ludzie z którymi się spotykasz! :)

Ps. całą drogę powrotną lało jak cholera

sobota, 25 maja 2013

Gdy dusza płacze...

Dusza płacze
I nie możesz zrobić nic!
Wszechogarniająca niemoc...
Bezwład wszystkich członków
Mroczność umysłu, otępienie...
Otulona szczelnie twardą skorupą ciemności,
W silnych szponach rozpaczy
Odarta ze świata, który budowała
Który miał być zawsze!
A teraz zniknął...
Jest samotna i sama
Wtłoczona przez horyzont zdarzeń,
W niekończącą się otchłań czarnej dziury
Leci w dół, zatraca się
Wyje



                                             Mama Maminka

czwartek, 23 maja 2013

Marzę...

Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku.

                              Janusz Leon Wiśniewski

















wtorek, 21 maja 2013

Późnym wieczorem...


  A jednak późnym wieczorem, kiedy ponownie zaczęło lać
i gdzieś w oddali przechodziła kolejna burza, udało mi się "złapać"
jednego pioruna :) hie hie




poniedziałek, 20 maja 2013

Burza








Chciałam uchwycić błyskawicę, ale nie udało się...mój z bożej 
łaski aparat, zwany dalej fotograficznym nie posiada funkcji
cierpliwość! Wyłącza się co i rusz no i d---a blada.

I po burzy...



niedziela, 19 maja 2013

Zielone Świątki

                                                                       
                                                              Duccio di Buonsegna

Zielone Świątki, czyli święto zesłania Ducha Świętego obchodzone od 306 r. Pierwotnie jego obchody trwały aż 7 dni i miały miejsce w pierwsze po zmartwychwstaniu Jezusa święto pięćdziesiątnicy.
Zielone Świątki mają jednak dłuższą tradycję, wywodzą się z pogańskich obrzędowości i obyczajów. Obrzędy wiązały się z oczekiwaniem na nadejście lata i miały zapewnić obfite plony, a także ochronę przed urokami i złymi duchami (wikipedia).

Zawsze z rozrzewnieniem wspominam to święto. Pamiętam, kiedy to razem z Dziadkiem, w wigilię Zielonych Świątek, chodziliśmy całą gromadą nad okoliczne stawy i zrywaliśmy
naręczami szuwary: tatarak,sitowie,turzycę,pałki.
Tymi szuwarami mailiśmy ścieżkę od drogi głównej aż do wejścia domu. Zapach był przecudny. Oprócz tego, wkopywane były (obowiązkowo)  przy wejściu do domu młode brzózki, po dwie z każdej strony. Tworzył się dzięki temu mały gaik,
bardzo klimatyczny. Do tego jeszcze zapach bzu albo jaśminu.
Całe obejście dokładnie sprzątaliśmy, najpierw grabiąc, potem sortując i układając wszystko na swoje miejsca, a na koniec należało  bardzo dokładnie zamieść całą posesję . Zamiatało się ogromną miotłą zwaną drapaką. Zdarzało się ,że taka miotła 
większa była od zamiatającego :). A chętnych do tej roboty nigdy nie brakowało ! Oj mocno byliśmy przejęci ...
( i też o względy Dziadka walczyliśmy). W świąteczną niedzielę,
po mszy, świąteczny obiad przygotowany przez Babcię, a potem wylegiwanie się w sadzie, w głębokiej soczystej trawie...i opowieści różnej treści. Kurcze, to se newrati.









sobota, 18 maja 2013

Miłość....

Kochasz mnie ?
Yyhym...

Yyhyym ? , chcę to usłyszeć !

Kocham Cię

Ale się ciągle na mnie złościsz , dlaczego ?

Bo ty to ty 
A ja to ja...
Ale tęsknię za tobą gdy cię nie ma
I martwię się kiedy chorujesz
Lubię ci też pomagać

Ale już nie rozmawiasz ze mną !

A czy zawsze trzeba rozmawiać ?
My już omówiliśmy nasze życie
Teraz wystarczy być

Tak myślisz...

Ja to wiem
I tak czuję , a ty ?

Hmm...


Aaaa... i jeszcze dobrze sprzątasz
I prawie dobrze gotujesz

Dobrze , że jesteś...



Nastroje , nas troje


Wczoraj dopiero, pierwsze w tym roku koszenie trawy. Wyjątkowo ucierpiała po tej zimie. I choć były już różne zabiegi pielęgnacyjne, to jakoś słabo jej idzie. Trawę koszę zawsze sama, uwielbiam to robić.Uczta dla zmysłów. Najpierw, w stan jakby odurzenia wprowadza mnie zapach świeżo skoszonej trawy, a potem jeszcze ten widok... zielonego miękkiego dywanu, dopiero co odkurzonego. Może to z powodu zamiłowania do porządku, a może wspomnienia z dzieciństwa, ukryte gdzieś w podświadomości. No nie wiem ,ale lubię to.









Dorcia lubi leniuchować...i jeść

A Maruda lubi to...





i efekty jego lubień :)





i On sam... już po robocie :)