Żurawi klangor budzi krzykiem
leniwy poranek
Rozprasza mgły, toruje drogę
okruchom światła
Echem niesie obietnicę dobrego
dnia
Przywołuje spełnione nadzieje,
wypełnia brzegi
Powietrze jak kryształ wyrywa
ze snu
Wchodzi w tkankę, oblepia włosy,
skórę
Przywodzi rześkość, wydobywa
energię świtu
Ścieżką przez nozdrza wędruje
ku niebu...
Po kamienistej nawierzchni ściele
się szron
Skrzypi jak stare łóżko, powodujące
bezsenność
I srebrzy na wyziębionych
gałęziach drzew
Zespala zastygłe liście, odmienia
ich barwę i los
Życie wędruje powtarzając cykl
Zmienia upierzenie jak wędrowny
ptak
Powróci wiosną na owadzich
skrzydłach
A teraz nad rozlewiskiem powoli
zapada w zimowy sen.