Wczoraj byłam w niebie
Szukałam tam siebie...
Przestrzeń świetlista, bezgraniczna cała
A ja ziarnko piasku, a ja taka mała
Widziałam obłoki grube jak pierzyny
I drogi promieniste, po same wyżyny
Łańcuchy górskie w niebiańskim bezmiarze
I doliny płynące jak młodzi żeglarze
Czułam Obecność, która błękitniała
Ale ja nikogo obok nie widziałam
Otulała mnie Miłość - metafizyczna
Wierna i trwała, nieiluzoryczna
Ciało i umysł stały się jednością
Tworząc monolit, będący całością
Było mi tam dobrze, jak w prawdziwym Niebie
Ale ja maluczka - nie znalazłam siebie..
Dzisiaj jestem w piekle
Tu jakoś tak wściekle
Psy rozjuszone szczekają wszędzie
Kruk czarny wygłasza kłamliwe orędzie
Zrozpaczona matka tuli dziecko swoje
Złydotyk je skrzywdził - płaczą oboje
Orki z Mordoru krwią malują bruk
Czarną śmierć niosą, i zgliszcza i huk
Otchłań piekielna męką wypełniona
Ciemnością, łzą grubą - na wskroś niespełniona
Podróż zbyt bolesna - nie tego mi trzeba
Chciałabym z powrotem do boskiego nieba