Przez całe wakacje 2003 roku mieliśmy niezłą zagwozdkę. Dyskusjom, rozważaniom, analizom i spekulacjom nie było końca. I gdyby nie dwa wydarzenia, które miały miejsce pod koniec wakacji,
najpewniej zamienilibyśmy znowu mieszkanie na większe.....!
Któregoś pięknego popołudnia wybraliśmy się do sąsiada, który mieszkał w klatce obok.
Wieść "gminna" niosła, że sąsiad ów chciał sprzedać swoje duże (65) mieszkanie, a my z ciekawości ;), chcieliśmy je obejrzeć!
W trakcie rozmowy okazało się, że sąsiad właśnie wybudował dom?!... i to w pobliżu naszej działki, zakupionej 10 lat wcześniej, i lada dzień się wyprowadza. Dom był piękny, bardzo funkcjonalny, budowany "systemem gospodarczym" , bo sąsiad to złota rączka i żadna robota mu nie straszna. A wybudowanie takiego domu to po prostu bułka z masłem!
Wróciliśmy do siebie nieco oszołomieni i bardzo zachęceni.
Z drugiej jednak strony zastanawialiśmy się czy będzie stać nas na utrzymanie takiego domu, skoro bywały i takie momenty w naszym życiu, że na czynsz brakowało! Ponownie rozterka!
Drugie wydarzenie postawiło przysłowiową kropkę nad "i" i pozwoliło podjąć ostateczną decyzję.
Za ścianą naszego ciasnego, ale bardzo przytulnego mieszkanka żyła pewna młoda, w każdym razie młodsza z dyszkę od nas, imprezowiczka - matka dwójki dzieci, moczymorda jakich mało!
Najgorsze były weekendy zimą, kiedy to pijaństwu, głośnej muzyce, bełkotliwemu udowadnianiu swoich racji, kończących się zawsze karczemną awanturą, nie było końca. Latem wyjeżdżaliśmy
na działeczkę ogrodniczą więc mieliśmy spokój.
Ścierwo piło coraz więcej, sprowadzało i prowadzało się z szemranym towarzystwem. Dzieci nie dość, że zaniedbane to jeszcze bite były przy byle okazji. Zaczęliśmy, mając na uwadze dobro i bezpieczeństwo dzieci, monitować różnym instytucjom. Skutek był opłakany!
Baba albo wydedukowała, albo powiedziano jej wprost kto na nią "donosi" (to są jej słowa) i rozpętało się piekło! Byliśmy regularnie zastraszani przez jej towarzystwo, a imprezy zaścienne pod koniec tamtego lata przybrały na sile. Mieliśmy dość!
Podjęliśmy decyzję...budowy domu, bo kto nam zagwarantuje, że w nowym miejscu w bloku nie trafimy ponownie na takie cudo!
Poczyniliśmy pierwsze kroki...
Ale o tym już w następnym poście ...
:)
już miałam odejść od kompa, a tu U Ciebie niespodzianka, zdążyłam zauważyć nowy post........
OdpowiedzUsuńz zaciekawieniem czekam czy dobra to była decyzja,
trudne sąsiedztwo to jedna z najgorszych rzeczy która może się przytrafić........
nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńTakie "przypadki" popychające nas do działania są zawsze najlepsze ;)
OdpowiedzUsuńteraz wiem dlaczego jak ja piszę o swojej działeczce wracasz wspomnieniami :-) Ja w podobnym środowisku mieszkam, dodatkowo praca z ludźmi. weekend jest dla mnie zbawieniem.
OdpowiedzUsuńSwoim wpisem obaliłaś stereotyp, ze tylko ludzie bogaci się budują. Zresztą nie ma co tutaj ukrywać, ze ja zmieniłam zdanie dopiero wtedy jak takie domy sprzątałam. czekam na dalszy wpis, a za wcześniejsze dziękuję
czyli sprawdza się przysłowie "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło" ;)
OdpowiedzUsuńW bloku to naprawdę loteria :( A w domku wolnoć Tomku :)))
OdpowiedzUsuńzawsze jest jakiś impuls :*
OdpowiedzUsuń