Translate
piątek, 10 stycznia 2014
Szopka....
Pan Durny i pan Nadziany od pół godziny dreptali niecierpliwie wokół plebani. Ani jeden, ani tym bardziej drugi, nie miał zamiaru ustąpić. Mamrocząc coś pod nosem obrzucali się wzajemnie wzrokiem pełnym nienawiści. Przedłużający się czas oczekiwania wytworzył napięcie o sile kilkudziesięciu woltów. Zaiskrzyło! I doszło do samozapłonu w postaci regularnej bitwy w pobliżu domu bożego.Walkę przerwał ksiądz, który uznał,że czas już wyjechać. Ksiądz znalazł się w bardzo niezręcznej sytuacji. Nie wiedział czy jechać z Durnym czy też z Nadzianym. Nie chciał obrazić żadnego z nich. Po krótkiej ocenie sytuacji wybrał jednak Nadzianego. Po pierwsze, po otrzymaniu reprymendy, Nadziany przejawiał jakąkolwiek skruchę. Co prawda szczerości za grosz tam nie było jedynie pozory, ale w przeciwieństwie do zawziętości Durnego dobre i to. Po drugie, dlaczego zawsze zaczynać od Durnego?
Durny, wściekły jak rozjuszony byk, pozostał jeszcze chwilę na kościelnym placu, po czym odpalił maszynę i samotnie odjechał.
W tym miejscu trzeba powiedzieć, że Durny z Nadzianym byli sąsiadami a mieszkali dokładnie w połowie ulicy.
Po krótkiej kolędzie u Nadzianego ksiądz, żeby zachować jakiś logiczny ład i porządek, udał się w kierunku państwa Normalnych mieszkających na początku ulicy. A potem dalej, po kolei, od domu do domu, aż dotarł wreszcie do domu Durnego. Durny jednak, jak to durny... i zawzięty, z wysoko zadartym nosem, okopał się swoją nienawiścią. Zabarykadował, zamknął szczelnie wszystkie furtki i drzwi, a na dodatek wypuścił na posesję swoje trzy psy obronne rasy york, które robiły tyle hałasu, że uszy księdza od nadmiaru decybeli na około głowy latały...
Niebawem, naprzeciwko Durnego i Nadzianego, zakończy budowę domu niejaki pan Ważny. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w przyszłym roku na placu kościelnym będą się lać we trzech.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Faktycznie wesoło masz :)
OdpowiedzUsuńMoże niech losują zamiast się lać :P
Lepiej by było, ale coś mi się zdaje, że jednak wolą za poły się brać :))))
OdpowiedzUsuń:-o
OdpowiedzUsuńMaminko, wymiatasz, słowo daję :D
Historia nadająca się na reportaż.
U mnie się obyło bez bitwy o sutannę, strat w ludziach nie zanotowano, obrazek od dobrodzieja dostałam.
Serdeczności, pośmiałam się :)
Miło mi niezmiernie, że chociaż dobrą prozą.... prozą życia, autentyczną uraczyłam :))))
OdpowiedzUsuńBuziaki :)
A obrazek też dostałam... z podobizną Frania, który robi co może, ale na razie słabo mu idzie ;))
U mnie jeszcze mieszka Świętojebliwy. Co roku kabaret :)
OdpowiedzUsuńU mnie też! Ale nienachalny zbytnio :)))))
Usuńoj wierzę, też podobne przypadki bywały.
OdpowiedzUsuń...jak to na wsi ;)))
Usuńumiem to sobie wyobrazić..... ;)
OdpowiedzUsuńhahaha...czyli wszędzie podobnie lub tak samo ;)))
Usuń