Gdzie by tu...gdzie by tu..??? - pomyślałam, wybierając się wczoraj po południu, z psiarnią na długi spacer. Na pole..!?- były rano. Nad morze..? nie!, bo jak widzą wodę, ręce z zawiasów wyrywają a na kąpiel o tej porze tylko mors może sobie pozwolić. Hmmm. Łąki!!!!
Ciągnie mnie stale do tych łąk zielonych, więc niech będą łąki.
Lekki niepokój wkradł się jednak na chwilę, bo w okolicy hordy dzików grasują, a w swej bezczelności blisko domostw i ludzi podchodzą, nawet. Eee tam...mam dwa psy obronne, jakoś to będzie. Trasa znana, już wcześniej przez nas dobrze wydeptana. Z punku A wychodząc i idąc po okręgu, do punktu A znowu, czyli do domu wracamy. No to idziemy! Słoneczko cudnie grzało, trawy wysokie, może nie pachniały, ale obfitością i soczystością zieleni oko cieszyły. Psy prze szczęśliwe, szczególnie mały myśliwy. Biegał, węszył, podskakiwał a i dupkę parę razy w bagnie umoczył. I tak pokonaliśmy prawie 3/4 trasy, aż tu na horyzoncie, centralnie na drodze, stado pasących się a raczej stojących w bezruchu krów.
Szlag!- myślę sobie, bo krów nijak obejść ani rozpędzić się nie da (z jednej i drugiej strony rów melioracyjny). Wracać z powrotem taki kawał? O nie! Odbiliśmy więc w bok trasy z nadzieją na znalezienie jakiejś kładki czy czegoś innego, co pozwoliło by ominąć stado i dotrzeć na skróty do głównej drogi. Dora, psisko mądre, w poszukiwaniu drogi odwrotu wyprzedziła nas spory kawał i tylko wynurzając się od czasu do czasu z zarośli informowała, że przejścia niestety nie ma. Drogi nadrobiliśmy sporo - niepotrzebnie, bo w końcu i tak należało się cofnąć. Wracamy więc, dobrze już
zmęczeni, a przed nami w pewnej odległości, znowu na środku drogi, dzik! Stanęliśmy wszyscy jak wryci, znaczy my i ten dzik. Gufcio natychmiast skok za moją "spódnicę". Dora niby pozycja bojowa, ale bierna. Krzyczę do tego dzika, żeby nie był świnią i z tej drogi zlazł! A ten ani się ruszył. W końcu w desperacji zaczęłam japę drzeć, podskakiwać i tą sposobą dzika wypłoszyłam. Uff...Byłam jednak tak wystraszona, że w dzikich ostępach łąk jakąś postać nawet widziałam, która to postać zwykłą trzciną się okazała.
Po czym, moje psy obronne wzięły łapy za pas i zostawiając mnie samą dawaj do domu biec! Po spacerze wszyscy do prania, nie wyłączając mnie. Byłam nieźle spocona, i to nie z powodu intensywności spaceru, bynajmniej, a z powodu strachu, którego się najadłam :)).
Miłej niedzieli :) ...u nas dzisiaj szaro-buro
Kiedyś spotkałam dzika będąc w lesie na biegówkach. Na szczęście nie musiałam skakać i wrzeszczeć :D poszedł sobie
OdpowiedzUsuńA ten stał jak wryty :) bałam się tylko czy tam jakich kupli nie ma w pobliżu
OdpowiedzUsuń??????
OdpowiedzUsuńNajprawdziwszy dzik?
,,Kto spotyka w lesie dzika,
ten na drzewo szybko zmyka" - tak piał Brzechwa.
I ja bym próbowała tak zrobić ;))
ja pewnie też, gdyby jakieś drzewo po drodze było...no tak! dzik, najprawdziwszy...swoją drogą dziwny jakiś, bo się w ogóle nie bał...nie znam się na dzikach, może tak właśnie mają :)))
OdpowiedzUsuńWażne, że dałaś radę, pięknie :)
OdpowiedzUsuńdziękuję za życzenia
:))
OdpowiedzUsuń