Odstresowałam się po całym tygodniu wytężonej pracy, robiąc to co lubię najbardziej na świecie, czyli...kosiłam w pocie czoła (bo słoneczko pięknie przygrzewało) trawę!
Dzisiaj to ją wygoliłam prawie przy samej "skórze", na zero,
niemalże. Po ostatnich nocnych ulewach, a raczej zlewach rośnie
jak szalona tak, że tydzień przerwy to za mało. Rozprawiłam się więc z "zarazą" :). Tak sobie myślę, jak niewiele już, potrzeba mi do szczęścia.
Dzisiaj zostałam obdarowana koszem pięknych węgierek. Zabiorę się jednak za nie jutro, bo dzisiaj, to już za wiele szczęścia na raz.
trochę ogrodu...
A teraz lecę oglądać "Pieniądze to nie wszystko"...kocham ten film :))))
A z tymi śliwkami to już widzę przepyszną drożdżówkę :)))
OdpowiedzUsuńMniam :)
Tą razą, jak mówi taka jedna Bodzienka, powidła :)
OdpowiedzUsuń