Translate

niedziela, 31 lipca 2022

Stefan - historia prawdziwa cz.V

 Stefan był owocem przelotnego, acz bardzo gorącego romansu młodziutkiej studentki pierwszego roku Wydziału Nawigacyjnego Szkoły Morskiej i trzydziestoletniego Marynarza, którego statek przybił do portu na około miesiąc. Rozstając się, marynarz zapewniał o swoim gorliwym uczuciu i o tym, że jak będą bardziej sprzyjające okoliczności, to na pewno wezmą ślub. Podał swój adres.

Wkrótce okazało się, że  studentka jest w ciąży. Korespondencyjnie poinformowała o tym fakcie marynarza. Młody człowiek, pisał przez jakiś czas  do swojej ukochanej dosyć regularnie, nigdy jednak nie odwiedził jej ponownie, twierdząc, że nijak mu się nie składa. Dziewczyna była święcie przekonana i wierzyła głęboko w to, że spotkanie jest tylko kwestią czasu, a rozłąka stanem chwilowym przejściowym. Nadal była w nim szaleńczo zakochana.

Rodzice dziewczyny, na wieść o szczęściu jakie miało spotkać ich za kilka miesięcy, całkiem odwrócili się od niej. Nie mogli pogodzić się z faktem, że tak dobrze zapowiadająca się kariera córki legła w gruzach. Poświęcili dużo na jej edukację, wybierając dla niej przyszłość i nie spodziewali się takiego obrotu spraw.
I gdyby nie pomoc ciotki, która nie tylko wsparła duchowo i finansowo, ale także przygarnęła pod swój dach, to nie wiadomo czy dziewczyna poradziłaby sobie w tej sytuacji. 

- Panie Stefanie - zaczął Marek - jak mówiłem, jestem pełnomocnikiem i zarządcą majątku pańskiego ojca, a pan jest jedynym jego spadkobiercą. Pański ojciec w latach siedemdziesiątych wyemigrował do Niemiec i osiedlił się na stałe w Kilonii. Był żonaty, ale nie miał dzieci. U schyłku życia zrobił wszystko, by pana odnaleźć i sporządzić właściwy testament. Jest pan właścicielem trzypiętrowej kamienicy w samym centrum miasta Kilonia, w Niemczech. Na dzień dzisiejszy wartość tej kamienicy, w zależności od kursu waluty, to circa JEDEN MILION ZŁOTYCH!
Moje pytanie brzmi; co robimy? Sprzedajemy czy zatrzymujemy..!?

Stefana zamurowało, nie wierzył własnym uszom i zaniemówił na amen. Iza usiadła z wrażenia, bo i ona doznała szoku. Nastała głucha cisza, przerywana harcami natrętnych much.
- Wie pan co?- zaskrzeczał przez zaschnięte gardło Stefan - proszę, jeśli to możliwe, przyjść za kilka dni, bo ja dzisiaj nie jestem w stanie udzielić panu, żadnej sensownej odpowiedzi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz