Translate

niedziela, 24 lipca 2022

Prozą życia pisane 3

Darczyńcy i obdarowani.

Był pochmurny lutowy poranek, smagany co i rusz lodowatym wiatrzychem i zlewany deszczem pomieszanym ze śniegiem. Do przychodni rejonowej wszedł zdenerwowany młody mężczyzna, oznajmiając, że po ulicy chodzi prawie naga, bo odziana jedynie w cienką koszulę nocną, starsza kobieta. Prosił o pomoc.

Z początku nie wiedziano co robić. Pomysły były różne, włącznie z powiadomieniem policji czy straży miejskiej. Sytuację uratowała pielęgniarka środowiskowa, która wracając z terenu, z pobraną krwią od umówionych wcześniej pacjentów, również widziała na wpół nagą kobietę, brodzącą w pośniegowej brei. Poinformowała, że zaraz, jak tylko zda krew do laboratorium, zajmie się  panią.

Pielęgniarka profesjonalnie i zadaniowo podeszła do sprawy. Zaprowadziła panią do domu, wezwała karetkę pogotowia, a sama w międzyczasie zmierzyła parametry życiowe, te które mogła. Lekarz z pogotowia, po dokładnym zbadaniu i przeprowadzeniu wywiadu, stwierdził, że jeśli chodzi o ogólny stan zdrowia, to wszystko jest ok, i nie ma podstaw do hospitalizacji pani Jadwigi - z dokumentów wynikało,że pani tak ma na imię.

Pielęgniarka wróciła do przychodni, umówiła panią Jadwigę na wizytę lekarską, powiadomiła MOPS o konieczności interwencji. Zajrzała do dokumentacji medycznej, szukała numeru telefonu do rodziny. Znalazła dwa.

Pani Jadwiga miała dwoje dzieci, córkę Aldonę i syna Romana. Córka mieszkała w tym samym mieście, i to ona - na tyle ile na ile pozwalał jej czas - opiekowała się matką. Pracowała na etacie w dużym markecie. Praca ciężka fizycznie i czasochłonna - wiadomo. Nie narzekała jednak, robiła co musiała, a rozkminy egzystencjalne były jej dalekie. Raz w tygodniu przychodziła do matki, robiła pranie, sprzątała, dźwigała ciężkie siaty z zaopatrzeniem na następny tydzień. Starała się. Podskórnie miała żal do matki, że ta, sprawna fizycznie i umysłowo zwyczajnie ją wykorzystuje. Matka malkontentka, wiecznie niezadowolona, wpędzała córkę nieustannie w poczucie winy, twierdząc, że jest okropna, nic nie warta i , że jedynie syn jej się udał i tylko przy nim na starość głowę położy.

Roman mieszkał daleko, kilkaset kilometrów od rodzinnego miasta. Był inżynierem.
Matkę odwiedzał raz w roku, przyjeżdżając na kilka dni zaledwie. Był wykończony pracą, w wiecznym niedoczasie - tak relacjonował matce. Matka usługiwała synowi, gotowała najulubieńsze, potrafiła nawet przytargać ciężkie zakupy i wdrapać się z nimi na trzecie piętro. A ten kapiący kran i niedziałającą spłuczkę to zięć naprawi.

Wizyta pracownika socjalnego spowodowała nieoczekiwany zwrot akcji.

Za namową pielęgniarki córka zgodziła się na uruchomienie usług opiekuńczych dla matki. Usługi były płatne. Córka nie chciała informować o tym fakcie matki, bo ta zwyczajnie nie wyraziłaby na to zgody. Skontaktowała się z bratem, który obiecał, że przyjedzie niebawem, dokładnie zapozna się z sytuacją i razem coś ustalą.

Wizyta pracownika socjalnego odbyła się w obecności całej trójki - matki, syna i córki. Rodzinny wywiad środowiskowy jest zawsze bardzo szczegółowy. Ustala się sytuację osobistą, rodzinną, dochodową i majątkową.W trakcie przeprowadzania wywiadu, pani Jadwiga zapytana o status prawny mieszkania wypaliła,że jej syn Roman jest teraz właścicielem rzeczonego, i to od kilku dobrych lat! 
Aldona nie wierzyła własnym uszom, myślała, że się przesłyszała!? Ale nie, nie przesłyszała się. Okazało się ,że matka po cichu, po wielkiemu cichu w porozumieniu z synem, aktem notarialnym przekazała mieszkanie tylko jemu.

Aldona oszołomiona tym co usłyszała, wybiegła w pośpiechu z mieszkania matki i więcej jej noga tam nie postała. 

Pani Jadwiga została sama, zdana na łaskę opiekunki socjalnej i odwiedzin ukochanego syna Romana, raz w roku. W ciągu niedługiego czasu, z powodu nawracających epizodów bezmyślnego błąkania się po osiedlu, została umieszczona przez syna w domu spokojnej starości, gdzie zmarła po kilu miesiącach.

3 komentarze: