Prawie jak wiadomo, robi dużą różnicę.Dlatego nadal grzebiemy się w tym remoncie i całym bałaganie. JUTRO podobno koniec tego wesołego.Ale pasmotrim,uwidim.
Dla większego jeszcze urozmaicenia,wpadłam na"genialny" wręcz
pomysł samodzielnego odświeżenia sypialni...Bo to przecież za jednym bałaganem.., a to tylko jeden pokój...no, jakoś to będzie.
Zaczęłam malowanie od sufitu,czyli prawidłowo.Pomalowałam raz,po czym myślę sobie,że jak już robić coś,to robić to dobrze! I dawaj za szpachlowanie pęknięć. Do tej roboty zaangażowałam męża,bo sama w tym temacie ni w ząb.Pomógł,oczywiście! Ale ile to Go kosztowało.Nie ma siły chłopina,na prawdę nie ma. Miałam cholerne wyrzuty sumienia.Ale uparty,stary koziorożec(czyli ja),jak sobie coś umyśli,to choćby g---a z nieba leciały zrobi.
Dobrze,że tych pęknięć było niewiele...chłop przeżył!
No to dalej do malowania.Zrobiłam a i owszem..mierz jednak kobito siły na zamiary!A siły, jak się okazało już nie te.Coś w ten deseń jak ze starszym panem,który myśli,że jeszcze dużo by zdziałał, a tu tylko popatrzeć można.Tak czy owak bohaterskiego czynu dokonałam,częściowo posprzątałam a teraz schnie. Aaaa...górna część ciała całkowicie "połamana"!
before
after
a tak na finishu wygląda łazienka
na domiar wszystkiego zimno u nas jak w psiarni,i lało jak z cebra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz