Wiatr miota moim światem od rana. Gwiżdże, szumi, szeleści, powiewa, zawiewa i podwiewa...robi dokładnie to, co umie najlepiej, a czego ja nie znoszę :(
Tydzień był ciężki, szczególnie czwartek. Znowu spotkanie grupy do spraw "Niebieskiej Karty". "Niebieska Karta"jest dokumentem zakładanym w przypadku stwierdzenia przemocy w rodzinie.
Prze-sra-ne! Cały czas zastanawia mnie jedno, skąd w ludziach tyle nienawiści??? I to w stosunku do najbliższych!!! Tak sobie myślę, że gdybyśmy mieli broń jak Amerykanie, to połowa z nas dawno by już nie żyła.
W związku z powyższym, należało się jakoś odstresować! A, że trawy nie da się już kosić, zaszyłam się w moim "magicznym" domku i trochę pichciłam. Ostatnio, jeśli chodzi o pieczenie, sama siebie nie poznaję! Zaczynam się rozkręcać :))). Upiekłam bułeczki z nadzieniem twarogowo-cynamonowym. Prawdę mówiąc, zainspirowała mnie koleżanka, która przysłała mi na pocztę zdjęcia swoich cudnych bułeczek :)). Pomyślałam więc, czemu nie.
Najpierw rozczyn z mleka, cukru, drożdży i mąki....
a na obiad....
...pochwalę się nieskromnie, że kopytka wychodzą mi zawsze super,
trzymam się jednej prostej zasady: na 1kg ugotowanych ziemniaków, jedno całe jajko i 1 szklanka mąki.
Miłego wieczoru życzę :))
no własnie ..dlaczego w ludziach tyle nienawiści,tyle przemocy..dlaczego krzywdzą się najbliżsi?..cóż...a na skołatane nerwy tylko takie bułeczki:)
OdpowiedzUsuńpod wpływem emocji ucieka z głowy cały rozsądek, niestety....i, albo należy wówczas szukać pomocy u profesjonalisty, albo najzwyczajniej w świecie się rozstać!
UsuńTa praca Cię wykończy!!!!!
OdpowiedzUsuńWsunęłabym....zarówno Twoje kopytka jak i bułeczkę. Wyglądają apetycznie :)
praca rzeczywiście wykańcza, ale daje też ogromną satysfakcję, bo wiele spraw udaje się rozwiązać pozytywnie...na szczęście :)
UsuńKopytek nie jadłam chyba rok!
OdpowiedzUsuńZapomniałam, że jest taka potrawa :-o
A dawniej robiłam dość często.
mój Syn powiedział dokładnie to samo:" O Boże , wieki już nie jadłem czegoś tak pysznego" :))
Usuńpolecam :)
Dzięki za kopytka, bo mnie wciąż albo za rozlazłe, albo za twarde wychodzą :) błeczki imponujące, zdjęcia też :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńkiedyś też tak miałam, ale metodą prób i błędów....:)))
OdpowiedzUsuń...a bułeczki zaskoczyły mnie samą :)))) pozdrawiam
będę się ćwiczyła, właśnie brakowało mi proporcji, ogarnę to jakoś :*
Usuńtakie kuchenne śliczności: to żadna nieskromność, to pożyteczne zdjęcia:), czekam jeszcze na obiecane pierogi :)
OdpowiedzUsuńkluchy to niestety nie moja działka, dlatego tak chętnie podglądam :)
Ojej, zapomniałam o pierogach!!!! poprawię się, obiecuję ;)....a tak prawdę mówiąc czasu nie było, oj nie było :)
OdpowiedzUsuńO, jak smakowicie. Ja ostatnio nie mam kiedy gotować, nagromadziło mi sie tyle spraw w pracy, że z trudem jakieś kluski śląskie odgrzewam ;)
OdpowiedzUsuńNo tak, z tym czasem coraz trudniej...jakiś deficytowy ostatnio :)
OdpowiedzUsuńI bułeczki, i kopytka wyglądają bardzo smacznie :)
OdpowiedzUsuńO.
Bardzo dziękuję :)) smakują też nieźle :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Jeżeli chodzi o kopyt, to trzymam się tej samej zasady. I ziemniaki do praska zaraz po ugotowaniu, muszą być gorące.
OdpowiedzUsuńA kopytka najlepsze są na drugi dzień odsmażane na patelni :)
Tak, odsmażane PYCHA!.....jak coś zostanie....czasami różnie bywa :)))
OdpowiedzUsuń