Jaskrawe poranne słońce poinformowało o konieczności powitania nowego dnia. Z przyjemnością wybrałam się więc, z moimi kochanymi czworonożnymi na długi spacerek. Na dworze ziąb, ale można wytrzymać. Gorzej z przeszywającym wiatrzychem, którego nie znoszę. Po drodze zahaczyliśmy o niewielki zagajnik, tak po prostu, a tam....taramtamtam! Na niedużej, porośniętej trawą i mchem powierzchni wylęgarnia maślaków! A ja??! A ja nieprzygotowana! Żadnego woreczka, czy siateczki tudzież innego nośnika rzeczy trwałych. Ale! Ale poradziłam sobie, zbierając i w miarę możliwości upychając (za dużo powiedziane) łup do obu kieszeni kurtki. Chciałam zdjąć kurtkę i całą ją załadować, ale zimnicho nie pozwoliło :). Tym bardziej, że nie jestem jeszcze do końca zdrowa.
Fajnie zaczął się ten dzionek...mam nadzieję, że tak też się zakończy :)))... czego i Wam życzę z całego serca :)
małe te kieszenie jak widać :))), ale nie oto tu chodzi
A wczoraj...tajemniczy, odległy i chyba samotny Jegomość puszczał do mnie zalotnie oczko :)
niezły łup :)) i co z niego będzie?
OdpowiedzUsuńI tak właśnie dobrze jest zaczynać dzień :) od przyjemności.
Hmmm...co z niego będzie? chyba duszone z cebulką i odrobiną czosnku :)
OdpowiedzUsuńMnie się marzy taki malutki słoiczek maślaczków w zalewie octowej.....tu marzenie ściętej głowy.Tylko pozazdrościć..Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWitaj Basiu! miło Cię gościć :)...może rodzinka przyśle ?
OdpowiedzUsuń