Translate

niedziela, 10 września 2017

Podróże, małe i duże

Na przełomie kwietnia i maja wybraliśmy się na Ukrainę , a konkretnie do Charkowa.
Trasę pokonaliśmy dwuetapowo: samolotem Rębiechowo-Kijów, pociągiem (Intercity)Kijów-Charków.
 Samolot nie jest moim ulubionym środkiem transportu, szczególny dyskomfort odczuwam przy nabieraniu wysokości, a potem przy schodzeniu do lądowania. Wynika to być może z tego, że jestem znakiem ziemskim i lubię czuć grunt pod nogami ;). Lot trwał niespełna półtorej godz. i dzięki temu nie ogarnęła mnie panika.

W Kijowie zatrzymaliśmy się na kilka godzin. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to wszechobecny brud, dawno nieodnawiane fasady budynków, bloki wręcz zdewastowane, bardzo wysokie krawężniki i krzywe chodniki. Trzypasmowe drogi, po których wszyscy jeżdżą na pałę, z powodu braku pasów dzielących jezdnię. Ogólnie miasto kontrastów. Z jednej strony biedne, przeciągnięte przez życie babuleńki, handlujące czym tylko się da, a z drugiej piękne zadbane, modnie ubrane kobiety i ich wypasione bryki.

Ograniczeni czasowo, postanowiliśmy jak najszybciej dotrzeć na Majdan, czyli Plac Niepodległości.
Myślę,że jest to najważniejsze miejsce w Kijowie i to nie tylko z racji wydarzeń , jakie miały miejsce na przełomie 2013/2014. Po tamtych wydarzeniach pozostały jedynie obrysy ciał tych, którzy polegli. Są zdjęcia, krzyże i kwiaty.Aleja robi ogromne wrażenie! Jednocześnie, w świetle tego co się widzi, o czym pisałam powyżej, nasuwa się pytanie -czy warto było?! Czy ta ofiara, kilkuset poległych młodych ludzi miała sens??!! Oczywiście nie mnie to osądzać, ale żal i ukłucie w sercu pozostaje.
Potem ruszyliśmy w stronę Parku Maryjskiego, mijając po drodze gmach Ministerstwa Finansów. Monumentalny olbrzym z przepięknymi bramami i cudną fasadą, i....autami takimi, że głowa mała! Niektórych, jakem stara, na oczy jeszcze nie widziałam, jakby robione były na zamówienie.

Z miejsca, przy którym stoi Pomnik Przyjaźni Narodów, rozciąga się przepiękny widok na miasto i Dniepr. Sam pomnik ma być niebawem zburzony! I słusznie, bo jest to pomnik przyjaźni ukraińsko-rosyjskiej.
Kijów posiada jedno z najgłębszych linii metra na świecie, które w razie wojny ma służyć za schron.
Przemieszczanie się metrem wiele ułatwia, przede wszystkim oszczędza  cenny czas. Bilet kosztuje 5 kopiejek. Na każdej stacji stoi Pani, w długim "wojskowym" płaszczu, z furażerką na głowie i sprawia wrażenie bardzo ważnej.
To tyle jeśli chodzi o zwiedzanie. W przyszłości trzeba będzie wybrać się na kilka dni i zobaczyć więcej.



O Charkowie będzie w następnym poście...

4 komentarze:

  1. Ciekawie, bo sam pewnie nigdy się tam nie wybiorę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiadomo - nigdy nie mów nigdy ;)

    Myślę,że warto, bo po pierwsze bardzo ciekawe historycznie miejsce,a po drugie całkiem niedrogo. Trzeba tylko wybrać się z jakąś wycieczką i przewodnikiem, żeby jak najwięcej skorzystać. :)
    My byliśmy tylko tranzytem, więc mamy ogromny niedosyt.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak fajnie, że wróciłaś do nas MM :D

    Kijów... niegdyś miasto moich krewnych, przodków ze strony ojca. Prawie dwa lata temu dostałam zeskanowany pamiętnik siostry ciotecznej mojego dziadka - Janki Rybówny - pisany właśnie w Kijowie w 1910 roku :*** Zupełnie inaczej się jawi w jej opowieściach, niż na Twoich zdjęciach. Piękna wycieczka :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie Charków to miasto moich krewnych, tam w 1924 roku urodziła się moja Babcia, tam ukończyła GIMNAZJUM - wówczas jedyne w mieście. W czasie II WŚ, podczas łapanki, została aresztowana i wywieziona w głąb III Rzeszy i tam poznała mojego Dziadka.... :)

    OdpowiedzUsuń