Translate

niedziela, 7 sierpnia 2022

Tadzio - historia prawdziwa cz.II

 Żar lał się z nieba, sierpień nadrabiał  stracony czas. Osiedle wieżowców opustoszało.
Starsi, w trosce o swoje zdrowie zwyczajnie nie wychodzili z domu, a dzieciaki były dalej na swoich wcześniej zaplanowanych wakacjach.

Lato to przeważnie czas remontów, tych większych i tych mniejszych. Tak było i tym razem. Na osiedlu odnawiano elewacje jednego z budynków. Panowie na rusztowaniach dzielnie walczyli z martwą materią, ale i z tą żywą też, bo ta właśnie najbardziej dawała się we znaki.

Tadzio i Michał spotkali się przed klatką schodową jednego z nich. Chłopcy, jako jedyni z bloku nie wyjechali nigdzie na wakacje. Ojcowie chłopaków byli marynarzami i tego lata nie było ich w domu. Obie mamy były bardzo zajęte. Mama Michała opiekowała się swoim nowo narodzonym drugim dzieckiem, zaś mama Tadzia remontowała mieszkanie.

Pogoda była ciężka, przytłaczająca, nie było czym oddychać. Chłopcy poszli na plac zabaw, pokręcili się trochę na karuzeli, pobujali na huśtawkach, o zjeżdżaniu nie było mowy. Rozgrzana niemal do czerwoności blacha zjeżdżalni, na to nie pozwalała. Ogólnie bardzo się nudzili.
- Michał, chce mi się pić - powiedział starszy Tadzio - chodźmy do ciebie, poprosimy twoją mamę o jakieś picie.
- Zgoda - odpowiedział młodszy - ale ty wiesz, że ja mieszkam na siódmym piętrze i nie wolno mi jeździć windą! Musimy iść na piechotę.
Chłopcy, resztką sił wdrapali się na siódme piętro. Napojeni i posileni pysznym ciastem, usiedli na schodach przed mieszkaniem Michała, nie chcieli siedzieć w domu. Na odchodne, zatroskana mama Michała znów przypomniała o tym, że małym dzieciom wolno korzystać z windy tylko w obecności dorosłych, a samym nie. 
Zeszli piętro niżej.
- Słuchaj, ja nie mam siły chodzić po schodach - zaczął Tadzio - jedźmy windą, proszę!
Michał nie zgodził się, był dzieckiem posłusznym, miał w pamięci słowa matki.
- Dobra!, nie to nie! - zaczął Tadzio - w takim razie zrobimy zawody. Ja będę zjeżdżał windą, a ty będziesz biegł schodami w dół i zobaczymy, który z nas  dotrze pierwszy na parter!

Tadzio wsiadł do windy, nacisnął guzik i zaczął zjeżdżać w dół. Na półpiętrze - między pierwszym, a parterem winda nagle zatrzymała się. Zgasło światło. Tadzio nie wiedział co się stało, zaczął nerwowo przyciskać wszystkie guziki windy, ale ta ani drgnęła. Chłopiec wpadł w panikę, strasznie bał się ciemności. Położył się na podłodze i z całych sił zaczął kopać w niewielkie okienko windy. Szyba uległa w dolnej części. Przez wybity niewielki otwór, przełożył swoją chudziutka prawą rękę i próbował dosięgnąć guzika windy po jej zewnętrznej stronie. Próba nie powiodła się. W desperacji chłopiec wycofał się i ponowił próbę, przekładając tym razem prawą rękę i prawą nogę, myślał, że tym sposobem uda się mu wyskoczyć z windy.
W tym czasie, w tej samej sekundzie ktoś z pięter powyżej nacisnął guzik windy.
Winda ruszyła w górę...

Michał zbiegł na parter, nie zastał Tadzia. W pierwszej chwili ucieszył się, że wygrał zawody, a następnie zaniepokoił - na parterze nie było windy. Zaczął nawoływać kolegę ale ten nie odpowiadał. Pobiegł więc schodami na pierwsze piętro. Tam była winda, a w jej górnej części wystająca ręka i noga Tadzia.
- Ratunku, raaaatuuuunkuuuu, raaaatuuuunkuuuuu - krzyczał z całych sił przerażony Michał, który wybiegł przed klatkę.

Panowie budowlańcy porażeni przerażającym, nieludzkim wręcz krzykiem małego chłopca, pędzli ile sił w nogach na pomoc.

Michał nie umiał wydać z siebie żadnego innego dźwięku, stał jak osłupiały. Pokazując pacem na schody klatki, powtarzał jak zdarta płyta tylko jedno słowo - "ratunku..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz