Translate

sobota, 6 sierpnia 2022

Prozą życia pisane 5

Tadzio - historia prawdziwa cz.I

Lipiec był chłodny i deszczowy. Wahania ciśnienia i temperatury, powodowały przemieszczanie się co i rusz, gwałtownych frontów atmosferycznych.
 
Weronika, idąc śladem poprzednich lat i tym razem spędzała urlop wraz z dziećmi na swojej działce ogrodniczej. Każdego ranka - z ogromną nadzieją, wyglądała ciepłych i przyjemnych promieni słońca. 
" W czasie deszczu dzieci się nudzą, to ogólnie znana rzecz..". Weronika wymyślała więc różne gry i zabawy, rebusy, układanki, rysowanie, malowanie i inne takie tam, by twórczo wypełnić cały długi dzień. No ale nic, zupełnie nic nie jest w stanie zastąpić biegania boso po trawie, łażenia po drzewach , szaleńczej jazdy na rowerach czy oblewania się lodowatą wodą prosto z węża ogrodowego.

Dopiero przełom lata czyli początek sierpnia przyniósł ze sobą absolutnie fantastyczną, długo wyczekiwaną prawdziwie letnią aurę. Dzieciaki poszły w wir swoich ulubiony zajęć i zabaw, a Weronika zajęła się nieźle zachwaszczonym ogrodem.
Najbardziej była dumna ze swoich gladioli, które pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych, były nad wyraz urodziwe. Mogła patrzeć na nie godzinami. Deszcz nie raz położył je do samej ziemi, ale one zawsze wstawały, i stały jak żołnierze w szeregu, broniąc honoru piękna całego ogrodu.

Weronika była bezwzględnie wdzięczna losowi za to, że ten zesłał jej tą działkę.

Mieszkali na osiedlu składającym się z samych wieżowców, ogromnych molochów, gdzie jedyną rozrywką dla dzieci był średniej jakości plac zabaw i piaskownica, w której nagminnie załatwiały się okoliczne kotki i pieski. Szukała miejsca, gdzie dzieci miałyby bezpieczny azyl, miejsca które uchroniłoby je od tragicznej czasem w skutki, ciekawości.
Ona sama, będąc dzieckiem każde wakacje, każdy wolny czas spędzała u dziadków na wsi. Doskonale pamięta tamte smaki i zapachy lata - świeżo pieczone ciasta z owocami, świeże, pachnące owoce i warzywa na przetwory, pajdę świeżego chleba ze smalcem i ogórkiem kiszonym... Najcenniejsza była jednak wolność od zatroskanego oka matki i  przebywanie na dworze od świtu aż do zmierzchu. W ferworze przeróżnych zajęć, ganiania się, pędzenia gdzie nogi poniosą obiad po wielokroć przegrywał z głodem.

Każdego dnia późnym popołudniem, dołączał do rodzinki ojciec. Jeszcze chwila, jeszcze tylko kilka dni, zaraz i on rozpocznie swój długo wyczekiwany urlop wypoczynkowy i zajmie się dziećmi.
Odkąd stali się właścicielami tego uroczego kawałeczka ziemi, dzielili się urlopem naprzemiennie. Taki sposób pozwalał na wykorzystanie w pełni, letnich miesięcy. Domek zwany altanką ogrodową, został rozbudowany o mini łazienkę, a podniesienie dachu stworzyło pięterko, gdzie powstała sypialnia dla dzieci. Zmodernizowano też kuchnię. 
Wypadkowa wszystkich składowych tworzyła niezwykłą letnią kanikułę.

- Dzień dobry kochani - zaintonowała teściowa, wchodząc na działkę przez otwartą  furtkę ogrodu.
- Aaaa, witamy, witamy i zapraszamy - odpowiedziała Weronika.
Teściowa nie zabawiła długo. Po krótkiej wymianie zadań o wszystkim i o niczym, po wypiciu kurtuazyjnej kawki i zjedzeniu kawałka ciasta z wiśniami i kruszonką, szykowała się do wyjścia. Na odchodne rzuciła mimochodem;
- Będziecie jutro na cmentarzu..!?
- Na cmentarzu, na jakim cmentarzu..!!?? - odpowiedzieli zgodnym chórem syn z synową.
- Ooojej..., to wy o niczym nie wiecie..!!???


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz